"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Czwartek, 28 marca 2024 r.
Imieniny obchodzą: Aniela, Sykstus, Joanna
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Prosto z półki
Renata Lis
„Ręka Flauberta”
Wydawnictwo Sic! 2011
Niewątpliwie jedna z najbardziej ambitnych, doskonale napisanych, a zarazem wyjątkowo ciekawych książek mijającego roku. Tłumaczka i pasjonatka francuskiej literatury postanowiła dać upust swojej fascynacji postacią i twórczością autora „Pani Bovary”. Powstało bogate w odniesienia studium niezwykłego mężczyzny i wyjątkowo konsekwentnego w swoim stylu pisarza. Absolutna lektura obowiązkowa dla wszystkich flaubertologów, dla pozostałych książka biograficzna, choć spisana jako zbiór wyjątkowo ważnych dla literata wydarzeń i inspiracji. Zajmująco czyta się zwłaszcza o tajemniczej przypadłości Gustave’a Flauberta, o której niechętnie wspominają jego rodacy, bo jest niekonwencjonalna. Mianowicie, autor w zaciszu swego wiejskiego domu ryczał. Nieustannie, zdzierając struny głosowe i płuca. Skąd ten dziwny nawyk? Wywrzaskując zdania ze swoich książek Flaubert kontrolował ich brzmienie, melodię, zgodność. Żadna fraza z „Pani Bovary” nie ujrzała światła dziennego dopóki nie została wykrzyczana z okna posiadłości w Croissy. Przerażona początkowo służba stopniowo zobojętniała na ryki swojego pana, zaś domownicy zaakceptowali tę fanaberię. Renata Lis nie czyni z niej sensacji, raczej próbuje szukać odpowiedzi na tę i wiele innych spornych kwestii. Genialnie odmalowuje na przykład nastrój domu rodzinnego pisarza i późniejsze zainteresowanie (po ojcu lekarzu) kwestią śmierci. Przygląda się podróżom szukając w nich odpowiedzi na pytanie o inspiracje. A przede wszystkim zabiera nas wehikułem czasu do XIX wieku i po prostu zachęca, by polubić, ba!, pokochać Gustave’a Flauberta. Ze wszystkimi jego dziwactwami.



Paulina Wilk
„Lalki w ogniu”
Wydawnictwo Carta Blanca 2011
Paulina Wilk chciała napisać o sytuacji kobiet w Indiach. Niełatwej, jak dobrze wiadomo. Podróż do kraju, zwanego niegdyś perłą w koronie brytyjskiej, zmieniła jej życie. Postanowiła krąg obserwacji poszerzyć o najważniejsze dla Hindusów sprawy, która zdominowały ich życie. Uszeregowała je w szesnastu rozdziałach zwracając uwagę m.in. poranną toaletę nieodłącznie związaną z defekacją (publiczną!), jedzenie, sposób przyrządzania pokarmów, łączenie jednych składników z innymi, wierzenia, obsesyjne przywiązanie do astrologii, czy wreszcie miłość, choć to akurat trudny temat. Wiele małżeństw w Indiach pozostaje związkami aranżowanymi, do którego wstęp mają jedynie dziewczęta z gigantycznym posagiem wniesionym do nowej rodziny. Jaka czeka je przyszłość na garnuszku teściowej? Najczęściej niewesoła. Dopóki nie urodzą chłopca ich pozycja będzie zagrożona, a los niepewny. Kiedy na świat przyjdzie dziewczynka mogą liczyć się z tym, że albo zostaną zmuszone, by zabić dziecko jeszcze w łonie, albo pozbawić je życia, gdy już przyjdzie na świat. Indie, to kraj znikających dziewczynek, których demografowie nawet nie usiłują się doliczyć. O tym wszystkim, ale też o wielu innych, fascynujących aspektach życia Hindusów pisze Paulina Wilk w „Lalkach w ogniu”. Jej teksty nie są typowymi gazetowymi artykułami, a wyrafinowany, cyzelowany do najdrobniejszych przecinków styl autorki wskazuje na coś więcej niż oprawę książki podróżniczej. Należy do tego dodać umiejętność przedstawienia niektórych skomplikowanych zagadnień w możliwie jak najprostszej i wytłumaczalnej formie. O ile, jak zauważa Paulina Wilk, Indie w ogóle da się opisać.



Carlo Collodi, Roberto Innocenti
„Pinokio. Historia pajacyka”
Media Rodzina 2011
Nie bez powodu ta właśnie edycja klasycznej bajki uznana została za najpiękniejszą na świecie. Historia drewnianego pajacyka o długim nosku została tak mistrzowsko zilustrowana przez włoskiego rysownika Roberto Innocentiego, że amerykański „New Yorker” po prostu zwariował na punkcie wydania. Teraz możemy je podziwiać w polskim, naprawdę bardzo stylowym tłumaczeniu Jarosława Mikołajewskiego. Co wyróżnia bajkę od wielu innych dostępnych na rynku? Najpierw historia. Pajacyk stworzony rękami mistrza Gepetta przeżywa wśród ludzi wiele rozczarowań i cierpienia (spotyka na swojej drodze m.in. morderców, którzy wieszają go na gałęzi leśnego drzewa), ale nie traci wiary. Bajka we wspaniały sposób przestrzegała niegdyś i wciąż przestrzega przed niebezpieczeństwami czyhającymi na poczciwych i dobrodusznych. Innocenti dodał do historii swoje zjawiskowe prace. Tę książkę w równym stopniu się czyta, co ogląda. Prace rysownika przypominają dzieła Pietera Bruegla, na którego obrazach roiło się od ludzi wykonujących swoje codzienne zajęcia i każdy był w pewnym sensie głównym bohaterem pracy. Podobnie jest w „Pinokiu”, bo epizodyczne postaci zajmują tyle samo miejsca, co Pinokio. Nawiasem mówiąc, trzeba się czasem sporo natrudzić, aby pajacyka odnaleźć na obrazku. Dzięki temu rodzice swobodnie mogą podziwiać tę bajkę z dziećmi pomagając im doszukać się drewnianego pajacyka z nieco przydługim noskiem. Idealny prezent pod choinkę.
MAT


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.