Trudno jest mi wyobrazić sobie ciszę nad ciszami. Wszystko, na co mnie stać zamyka się w ciszy zagadanej. Ona jest tylko obserwatorem sztuki, nierzadko pozwala w czasie antraktu na krótkie spotkanie człowieka ze swoim cieniem. Daje obicie w lustrze, zna się na anatomii czynów. Czai się na dnie pełnej szklanki wina. A jednak trzeba zrodzić ją w sobie, powołać do istnienia, na krótkie uderzenie serca, jeden mały krok wzwyż. Podjąć ryzyko prawdy, w której stoję tylko przez chwilę.
Chciałabym jednak zamilknąć, przygnieciona absurdalną myślą, która stara się ogarnąć to, co poza poznaniem. Tropiąc zagadki świata, zapomniałam, że mieszczę się w jednym z miliardów pytajników kosmosu i aby zrozumieć muszę usłyszeć ciszę.
Wygięta w nienaturalnej pozie symbolu, oczyma przeszywać mroki otchłani niebytu, rękoma po omacku szukać śladów sensu. Na śnie kontemplować przezroczystość. Raz poznać, zachłysnąć się i zaniemówić, pogrążając się w głuszy nie wystarczalnego słowa.
|