"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Agnieszka, Teodor, Czesław - Wielkanoc
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
"Specjalista od kultury musi być menedżerem"

ze Stanisławem Bartniczakiem, dyrektorem Domu Kultury Kolejarza w Stargardzie Szczecińskim, rozmawia Jacek Maciejewski



Stargardzki Dom Kultury Kolejarza to jedna z nielicznych tego typu placówek w kraju, której udało się przetrwać i utrzymać na powierzchni w dobie głębokich reform na kolei. Co jest powodem, że akurat Stargard Szczeciński ma więcej szczęścia pod tym względem od innych ośrodków?


Rzeczywiście, jeżeli uświadomimy sobie, że ze 123 kolejowych domów kultury, działających jeszcze przed kilkoma laty na terenie całego kraju zostały raptem... 4, a wśród nich nasza placówka, to istotnie nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dopisuje nam szczęście. I pewnie jest w tym jakaś część prawdy. Jednak powodów, dla których znaleźliśmy się w tym wąskim gronie szczęśliwców, jest bez wątpienia znacznie więcej. Aby lepiej zrozumieć, dlaczego stargardzki dom kultury jest tak przychylnie traktowany przez zwierzchników, trzeba się cofnąć do jego początków, czyli do roku 1945. Został powołany do życia praktycznie tuż po wyzwoleniu. A to dlatego, że pierwszą grupą zawodową, która przybyła tutaj razem z wojskiem, byli kolejarze. Właśnie oni byli tymi, którzy jako pierwsi odgruzowywali ogromnie zniszczony Stargard, odbudowywali tory kolejowe, starali się uruchomić pierwsze zakłady pracy. Jednym z nich był warsztat, który stał się zalążkiem późniejszych, potężnych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. Tak więc mieliśmy do czynienia z ogromem pionierskiej pracy wykonanej przez kolejarzy a jednocześnie z pierwszymi, spontanicznymi działaniami w dziedzinie kultury, których autorami byli również pracownicy PKP. Od samego początku, miejscem, w którym dokonywano "prawdziwych cudów" w tej materii, był ten piękny, okazały budynek, w którym się znajdujemy. Jak podają źródła, wybudowano go w 1886 roku. Przez szereg powojennych lat była to praktycznie jedyna placówka kulturalna w mieście. Od początku miała charakter otwarty, służąc wszystkim jego mieszkańcom.


To właśnie tutaj powstał pierwszy teatr amatorski na Pomorzu Zachodnim! Już 1946 roku wystawiono pierwszą sztukę. Była to "Zemsta" Aleksandra Fredry. Aktorami w przytłaczającej większości byli kolejarze, chociaż jak już zaznaczyłem, chętnie były również widziane osoby spoza kolejarskiego grona. Wszyscy oni byli prawdziwymi pasjonatami. Aż się rwali do działania. Teatr dawał przedstawienia nie tylko w Stargardzie, często wyjeżdżał w teren, odwiedzając mniejsze miejscowości. Wszędzie przyjmowano go wręcz entuzjastycznie. Ludzie byli spragnieni żywego polskiego słowa po długiej, wyniszczającej wojnie. Pamiętajmy, że nie każda rodzina miała wówczas radio, a telewizja była jeszcze pieśnią przyszłości. Oprócz teatru działały u nas wspaniałe zespoły muzyczne i taneczne, organizowano koncerty, zabawy itd. W 1946 r. powstała orkiestra dęta, która istnieje do dziś. Wszystko było niezwykle żywe i spontaniczne.


Czy brali w tym udział przedstawiciele wszystkich zawodów kolejowych? Także tych związanych z ciągłymi wyjazdami czy też służbą o różnych porach? Czy tym ludziom także starczało sił i chęci na działalność kulturalną?


Może to pana zdziwi, ale to właśnie tacy ludzie byli najbardziej zaangażowani. Wydawałoby się, że po nieprzespanych nocach myśli się tylko o jednym - o ciepłej pościeli w domowym zaciszu i chwili spokoju. A tu się okazuje, że najliczniejszą i najaktywniejszą grupę stanowili maszyniści, manewrowi, konduktorzy. Dla porównania pracownicy administracji byli w mniejszości.


Lata mijały, a wraz z nimi zmieniały się preferencje i zainteresowania ludzi, którzy do nas przychodzili. Na początku lat 60-tych wielką atrakcją był jedyny w mieście... telewizor, który znajdował się właśnie w naszym domu kultury. Odbywało się w związku z tym zbiorowe oglądanie telewizji. Przychodzili wszyscy - kolejarze i nauczyciele, pracownicy poczty i służby zdrowia, uczniowie i emeryci. Dziś to może się wydawać śmieszne, ale wtedy była to przez pewien czas jedna z form naszej działalności. Zapotrzebowanie na teatr amatorski też miało w pewnym momencie swój kres. Zakończył definitywnie swą działalność w roku 1970. Już w połowie lat 60-tych zaczęły się diametralnie zmieniać potrzeby kulturalne, zwłaszcza młodzieży. Był to okres prawdziwej eksplozji muzyki big-beatowej. Na świecie królowali "Beatlesi", mnóstwo młodych ludzi chciało śpiewać i grać na gitarach. Niczym grzyby po deszczu wyrastały zespoły mocnego uderzenia. W naszym domu kultury było tak samo - powstawała niezliczona ilość grup muzycznych. Podobnie jak wcześniej aktorzy-amatorzy, tak również ci młodzi muzycy beatowi grali spontanicznie i bezinteresownie, z ogromnym zaangażowaniem. Mogli to robić godzinami. Dziś jest zupełnie inaczej. Wszystkim rządzi pieniądz. Młody człowiek złapie trzy chwyty na gitarze i już na chałturkę leci, gdzie przez noc bez problemu zarobi stówkę albo dwie. Obecnie z młodzieżą w ogóle o wiele trudniej się pracuje. Gry komputerowe, dziesiątki programów telewizyjnych i wiele innych atrakcji, wszystko to stanowi ogromną konkurencję dla działalności takiej jak nasza. Chociaż nie można tego generalizować. Kiedyś mieliśmy teatr, teraz mamy zespół piosenki literackiej - na szczęście są jeszcze młodzi ludzie, którzy poszukują czegoś więcej niż głośnej muzyki w dyskotece.


Rozumiem jednak, że wcale was to nie zniechęca?


Wręcz przeciwnie! Naszym moralnym obowiązkiem jest oferowanie mieszkańcom Stargardu - młodszym i starszym - wielu innych form pożytecznego i twórczego spędzania wolnego czasu. I znów podkreślam - nie tylko kolejarzom i ich rodzinom. Nigdy nikogo nie pytamy o legitymację kolejową. Chociaż siłą rzeczy kolejarze stanowią większość wśród korzystających z naszej bogatej oferty. Po prostu jest nas bardzo dużo w tym mieście. Jak już powiedziałem, kolejarze byli pierwszą grupą, która przybyła do Stargardu po wojnie, ale też najliczniejszą. Potem, przez dziesiątki lat nic pod tym względem się nie zmieniało. Proporcjonalnie do liczby ludności zawsze było nas najwięcej. Powstawały kolejne zakłady pracy związane z PKP. Stargard Szczeciński stał się dużym i ważnym węzłem kolejowym. Proszę sobie wyobrazić, że aż 23 tysiące osób - spośród 75 tysięcy obecnych mieszkańców Stargardu - to ludzie, którzy pracują na kolei bądź przez wiele lat byli na niej zatrudnieni oraz ich rodziny. Nie przypadkowo Stargard nosi przydomek "miasta kolejarzy". Jest jeszcze jedna istotna przyczyna, która spowodowała, że ludzi związanych bezpośrednio lub pośrednio z koleją jest u nas tak dużo. Mianowicie wielu kolejarzy mieszkających na stałe w Stargardzie, pracuje w Szczecinie. Jest to efektem tego, że w latach 70-tych i 80-tych w Szczecinie praktycznie nie istniało kolejowe budownictwo mieszkaniowe, po prostu brakowało niezbędnych do tego terenów. W przeciwieństwie do Stargardu, gdzie odpowiednich działek budowlanych było pod dostatkiem. Budowano więc u nas. Jako ciekawostkę wystarczy podać, że w naszym mieście mieszka spora część kadry kierowniczej ze Szczecina.


Domyślam się, że wszystko to w znaczącym stopniu decyduje o tak mocnej pozycji pańskiej placówki.


Na pewno. Taka masa kolejarzy to jest przecież argument nie do odrzucenia! Po prostu mamy dla kogo działać. I teraz, i w przyszłości. Ale muszę w tym miejscu podkreślić, że o naszej pozycji zadecydowało nieco więcej czynników. Rzecz w tym, że racja i wszystkie możliwe argumenty mogły być po naszej stronie, ale trzeba było jeszcze o tym przekonać kogo trzeba. Zadaliśmy więc pytanie, czy "miasto kolejarzy" może zostać pozbawione swojego domu kultury? Ośrodka, który odegrał tu, na ziemiach zachodnich tak ogromną, integracyjną rolę w naszym środowisku i szerzej w odniesieniu do całej społeczności stargardzkiej? Podkreślałem w wielu rozmowach, że wszystko co dobre i udane na tych terenach, powinno być zachowane i rozwijane, zwłaszcza w obliczu rychłego wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. A nasza placówka ma się czym pochwalić! Myślę, że nie będę nieskromny, jeśli powiem, że przez całe dziesięciolecia byliśmy prawdziwą kuźnią talentów, co zresztą przyniosło obfite owoce. Wśród naszych wychowanków są między innymi znani soliści scen operowych oraz popularni aktorzy teatralni i filmowi. Wychowaliśmy wielu wspaniałych radiotelegrafistów, którzy uczęszczali do naszego radioklubu. Niejeden znalazł potem swoje miejsce w wojsku, na statku itd. Przez naszą placówkę od początku jej istnienia przewinęło się tysiące osób, wiele z nich właśnie u nas odkryło swój talent, co później niejednokrotnie zadecydowało o wyborze takiej, a nie innej drogi życiowej. Obecnie w różnego rodzaju zajęciach uczestniczy ponad 300 osób. Jedni śpiewają we wspaniałym chórze "Echo-Arioso", innych całkowicie pochłonął taniec towarzyski, którego tajniki można poznawać we wszystkich grupach wiekowych. Tańczą więc dzieci, szaleje na parkiecie młodzież a także osoby całkiem dojrzałe. Działają kluby brydżowy i szachowy, a także wspomniany radioklub. Zapewniam, trudno się u nas nudzić.


Rozmawiając ze zwierzchnikami, zawsze zwracałem uwagę, że łatwo jest jednym pociągnięciem przekreślić i zniszczyć wszystko to, co tworzone było z takim wysiłkiem i zaangażowaniem przez długie lata. Później pewne rzeczy bardzo trudno jest odtworzyć a w odniesieniu do niektórych jest to po prostu niemożliwe.


Komu podlegacie obecnie?


Kolejowemu Przedsiębiorstwu Turystyczno-Wypoczynkowemu "Natura-tour", które w wyniku restrukturyzacji przejęło niejako całą zakładową działalność socjalną prowadzoną w ramach PKP. Natomiast to, że istniejemy zawdzięczamy w dużym stopniu Krzysztofowi Golygowskiemu, prezesowi Spółki "Natura-tour", który niezwykle przychylnie podszedł do naszych oczekiwań. To dzięki niemu podlegamy bezpośrednio pod Zakład Główny Spółki w Gdańsku, co z kolei sprawia, że mamy znacznie pewniejszy grunt pod nogami, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie finansowe. Oczywiście mądrych decydentów, którzy nam pomogli było więcej. Sojuszników mieliśmy już wcześniej, między innymi w byłej DOKP a nawet Dyrekcji Generalnej PKP.


Niektórzy twierdzą, że w gospodarce rynkowej po prostu nie ma miejsca na rozbudowaną zakładową działalność sportową, rekreacyjną czy właśnie kulturalną. Czy zgadza się pan z taką opinią?


Absolutnie nie! Trzeba z całym naciskiem podkreślić, że nieprawdą jest, iż tam gdzie mamy do czynienia z gospodarką rynkową, tam nie ma tego typu instytucji. W większości krajów na Zachodzie, wszystko to w najlepsze funkcjonuje. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się w Niemczech czy we Francji. Wielce wymowny pod tym względem był chociażby przegląd chórów kolejowych z całej Europy, który przed dwoma laty odbywał się w Szczecinie. Liczba uczestników była wręcz imponująca.


Kasa "Natury-tour" nie jest chyba jedynym źródłem finansowania waszej działalności?


Jasne, że nie. Takich źródeł jest co najmniej kilka. Dofinansowują nas poszczególne kolejowe zakłady pracy. Opracowując preliminarze funduszów świadczeń socjalnych zawsze starają się o nas pamiętać. W zależności od wielkości funduszu przeznaczają dla nas mniejszą bądź większą kwotę. W zamian uczestniczymy we współorganizowaniu rozmaitych imprez zakładowych czy związkowych - pożegnań pracowników odchodzących na emerytury, rozmaitych jubileuszy, zebrań czy akademii. Wynajmujemy na te okazje nasze sale, za co nie bierzemy rzecz jasna ani grosza. Robimy też wszystko, aby imprezy te wypadły jak najlepiej, przynosząc ich uczestnikom jak najwięcej radości i satysfakcji. Trzeba też koniecznie powiedzieć o bliskiej współpracy z władzami Stargardu, które ze swej strony też nas dofinansowują. Co roku w budżecie miasta jest pewna kwota przeznaczona na działalność naszej placówki.


Ale i to chyba nie koniec waszych finansowych źródeł? Zauważyłem, że część pomieszczeń wynajmujecie różnym podmiotom gospodarczym. Co to za firmy?


Właśnie chciałem o tym powiedzieć. Ma u nas swą siedzibę prywatna szkoła jazdy, wynajmujemy też pomieszczenia firmie ubezpieczeniowej, biuru rachunkowemu oraz salonowi gier. Również część prowadzonych zajęć jest odpłatna. Na przykład taniec towarzyski. Poza tym główną salę udostępniamy odpłatnie na różnego rodzaju imprezy taneczne, wesela czy zabawy zakładowe firmom nie związanym z koleją. Chociaż konkurencja jest obecnie ogromna! Kiedyś byliśmy pod tym względem monopolistą w Stargardzie, natomiast teraz tego typu imprezy można zorganizować niemal w każdej szkole. W związku z tym staramy się przebijać potencjalnych konkurentów atrakcyjnymi cenami oraz kompleksowością usług. Na przykład gwarantujemy odpowiedni wystrój sali, instalujemy nagłośnienie ewentualnie oferujemy muzykę "na żywo". Wszystko wedle zasady: klient, nasz pan. Ale i to jeszcze nie wszystko. Sponsorów szukamy gdzie się da. Widzi pan te nowe, plastikowe okna? Na razie zostały wstawione w części budynku. Zafundował je wytwórca tychże okien. W zamian ma zagwarantowaną reklamę - podczas imprez, przy konferansjerce wymieniamy jego nazwisko oraz nazwę firmy. Wie pan, żeby dzisiaj skutecznie prowadzić działalność kulturalną, nie wystarczy być specem od kultury, w równym stopniu trzeba być menedżerem!


Dziękuję za rozmowę.˙





  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.