Z Henrykiem Grymelem,
przewodniczącym Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ „Solidarność”, rozmawia Mariusz
Kamieniecki
Panie Przewodniczący, jaki jest powód zawieszenia strajku w zakładach
spółki PKP Cargo w Tarnowskich Górach zapowiadanego na 9 listopada?
– Powodem było wystąpienie trzech posłów Prawa i
Sprawiedliwości – Andrzeja Adamczyka, Krzysztofa Tchórzewskiego i Kazimierza
Smolińskiego, członków sejmowej Komisji Infrastruktury, którzy zwrócili się z
prośbą o zawieszenie w PKP Cargo tak drastycznej akcji jak strajk, zwłaszcza w
momencie tworzenia nowego rządu. Posłowie w swoim apelu podkreślili, że
rozumieją nasze postulaty, razem z płacowym w wysokości 250 złotych.
Jednocześnie przysłali nam swoje wystąpienie wystosowane do premier Ewy Kopacz
o wstrzymanie wszelkich działań restrukturyzacyjnych na kolei i pozostawienie
tych spraw nowemu rządowi. Sztab protestacyjny działający w PKP Cargo, który
zebrał się w piątek, zdecydował, że przychylamy się do wniosku
parlamentarzystów PiS. Wzięliśmy to za dobrą monetę, licząc, że z chwilą
ukonstytuowania się nowego rządu, z nową władzą, z nowymi ludźmi, którzy – jak
wierzymy –rozumieją i chcą rozwiązać problemy polskich kolei – będzie inna
rozmowa. Mamy nadzieję, że nowy rząd zrozumie fatalną sytuację na kolei, która
jest efektem złego modelu zarządzania, który jako związki zawodowe negujemy.
Jednocześnie liczymy, że premier Ewa Kopacz i dogorywający rząd PO – PSL
zawieszą działania restrukturyzacyjne na kolei do czasu objęcia rządu przez
PiS. Używając porównania, obawiamy się, żeby nie było tak jak w Doniecku, kiedy
jedna strona zawiesiła broń, a druga to wykorzystała i wjechała czołgami. Mamy
jednak nadzieję, że tak źle nie będzie, stąd zawieszenie akcji protestacyjnej
na miesiąc.
Czy to oznacza, że kibicują Państwo nowemu rządowi Zjednoczonej Prawicy
i obdarzają go kredytem zaufania?
– Ten apel wspomnianych posłów PiS został wysłany także do
środków społecznego przekazu, a zatem sprawa ma wymiar publiczny, co oznacza,
że nowa władza neguje dotychczasowe poczynania rządu PO – PSL wobec kolei.
Skoro PiS przejmuje władzę w Polsce, to wysuwamy z tego wniosek, że będzie
dialog, że siądziemy do stołu i rozpatrzymy problemy, które nas nurtują.
Odchodząca władza była głucha na dialog ze stroną społeczną…?
– Oczywiście, że była głucha, powiem więcej, byliśmy
lekceważeni. Przypomnę tylko, że dwóch przedstawicieli załogi Krzysztofa
Czarnotę i Marka Podskalnego usunięto z Rady Nadzorczej PKP SA pod pretekstem
nielojalności i konfliktu interesów. Skoro ustawodawca przewidział, że
przedstawiciele pracowników zasiadają w radach nadzorczych, to jest jasne, że
mają w tym gremium reprezentować interesy załogi, patrzeć zarządowi na ręce,
protestować przeciwko ewentualnym szkodliwym dla przedsiębiorstwa i pracowników
decyzjom, a nie sankcjonować posunięcia i dbać o interesy zarządu, który
kieruje się ekonomią i zyskiem. W tej sytuacji odwoływanie ludzi, którzy są
głosem załogi i nie pozwalają działać na szkodę tych, których reprezentują,
jest skandalem. Jeśli zrobiliby coś złego, to prawo do ich odwołania ma załoga,
w innym wypadku jest to działanie bezprawne. Wypowiedzenia porozumienia
partnerów społecznych, które obowiązywało 12 lat i normowało stosunki pomiędzy
centralami związkowymi a Zarządem Związku Pracodawców Kolejowych, były notorycznie
łamane. Dialogu z rządem PO – PSL i zarządami na kolei nie było. Mamy nadzieję,
że skoro Naród zdecydował, że chce zmiany – dobrej zmiany, to nowa ekipa
inaczej będzie traktować ludzi i interesy polskich firm.
Jakie są zatem
oczekiwania od nowej władzy?
– Przede wszystkim chcemy usiąść do stołu
i przy stole rozwiązywać problemy, które toczą polską kolei. Ustępująca władza
była głucha, miała się niemal za bogów, jedynych wszechwiedzących, podobnie jak
kiedyś PZPR. Przedstawiciele nowej władzy tym apelem dali sygnał, że rozumieją
nasze problemy, a nawet wspierają nas w ich rozwiązaniu, więc jest nadzieja, że
się dogadamy. Tak naprawdę strajk dla strajku nie ma sensu i nie rozwiązuje
problemów, a może je jedynie pogłębić. Strajk to ostateczność, kiedy druga
strona nie chce podjąć dialogu. Teraz widzimy światełko w tunelu, mamy
nadzieję, że nowy rząd będzie rozumiał problemy kolei i w drodze negocjacji, a
nie przypierania do muru, jak to robiła wcześniej Platforma, wspólnie zaradzimy
katastrofie. Jakie problemy toczą polską
kolej i w jakim kierunku powinny pójść zmiany polityki nowej władzy wobec
kolei?
– Ekipa, która w 2012 r. pojawiła się z ówczesnym ministrem
transportu Sławomirem Nowakiem – „zegarmistrzem” nie rozumiała, powiem więcej,
nie chciała rozumieć nic. W podejściu do kolei kierowali się skrajnym
liberalizmem – czyli pieniądze, ekonomia i zwijanie kolei, całego systemu
zarządzania koleją. System zarządzania koleją od wielu, wielu lat był oparty na
bazie zakładów pracy w terenie i centrali, która koordynuje pracę zakładów. Na
zakładach ludzie rozumieli problemy, widzieli, gdzie i jak należy dokonywać
korekt, aby wszystko funkcjonowało jak należy, ale ich głos się nie liczył.
Władze wywodzące się z finansjery i banków zrobiły tzw. pionizację, centralizację,
innymi słowy – likwidację zakładów w terenie, a wszystko było zarządzane
centralnie z Warszawy. Tak można zarządzać bankami, gdzie jednym kliknięciem
wydaje się dyspozycje do wszystkich oddziałów, ale nie takim organizmem, jakim
jest kolej. Inne uwarunkowania na kolei są np. w Szczecinie, inne we Wrocławiu,
w Katowicach, Gdańsku czy Lublinie. Tu jest niezbędny odpowiedni system
zarządzania w terenie na miejscu, gdzie trzeba reagować. Ten centralistyczny
system zarządzania sprawił, że polska kolej zaczęła się wywracać. Innym
problemem jest tzw. dzika prywatyzacja, czyli przejęcie PKP Energetyka przez
fundusz kapitałowy gdzieś w Luksemburgu, co może mieć poważne konsekwencje. Nie
może być tak, że nowy właściciel będzie miał monopol na dostarczanie prądu do
sieci trakcyjnej, z której korzystają wszystkie spółki kolejowe, a tym samym
może mieć wpływ na ruch pociągów w całej Polsce.
Co się stanie jeśli
ten fundusz odsprzeda swoje udziały np. Rosjanom?
Odetną nam prąd i polska kolej stoi. To pokazuje, że błędem
jest pozbywanie się tak strategicznych przedsiębiorstw. Warto też zwrócić
uwagę, że PKP Energetyka tylko część infrastruktury posiada w swoim władaniu, a
prawo nie zezwala na prywatyzację części infrastruktury. Jednak wytłumaczono to
tym, że nie zostało sprzedane całe przedsiębiorstwo, ale tylko jego akcje. W
tej sytuacji pytanie brzmi – co kupił fundusz, przedsiębiorstwo czy akcje? Tak
wyglądała polityka fiskalizmu w wydaniu Platformy, polityka, która już dawno
się zużyła. Nam chodzi o dobro polskich kolei, o miejsca pracy i mamy nadzieję,
że nowy rząd to zrozumie i wspólnie uda się nam odbudować to, co zostało
zepsute.
To, o czym Pan mówi, to nawet nie zła polityka, ale wręcz patologia…
– Tak, to jest patologia. Kiedy apelowaliśmy jako związki
zawodowe, jako pracownicy, parlamentarzyści i to nie tylko z opozycji, ale
nawet część polityków Platformy, że PKP Energetyki nie wolno prywatyzować, bo
to zagraża bezpieczeństwu państwa polskiego, to rząd tego nie chciał słuchać i
zrobił swoje. Mam nadzieję, że uda się to wszystko poodkręcać i kolej w końcu
znów zacznie być koleją. Nie może być tak, że z ręki wypuszcza się tak
strategiczną gałąź, chyba żadne inne państwo nie pozwoliłoby sobie na takie
nierozsądne kroki. Tymczasem okazuje się, że to, co niemożliwe gdzie indziej,
jest na porządku dziennym w Polsce, gdzie skrajny liberalizm bierze górę nad
interesami państwa, gdzie liczą się tylko pieniądze, a za nic ma się dobro
pracowników i polskich firm takich jak kolej. To jest chore, zresztą jak wiele
innych dziedzin funkcjonowania państwa pod rządami Platformy.
I dlatego ta władza
odchodzi…
– I dobrze. Jak ulał pasuje tu powiedzenie: tym paniom i
panom już dziękujemy. Powtórzę jeszcze raz, że liczymy, że z nową władzą
nastaną inne, lepsze czasy. Dlatego zawiesiliśmy strajk na miesiąc, do 9
grudnia i zobaczymy, co pokażą następcy, że to, co wcześniej zostało
zadeklarowane, to nie były puste obietnice, ale że za słowami pójdą czyny.
Konsensus jest potrzebny nie tylko dla nas, kolejarzy, ale dla wszystkich.
Przyzna Pan jednak,
że miesiąc to niewiele czasu…?
– Jak to się mówi, po czynach ich poznacie. Zobaczymy, za
chwilę będzie nowy minister infrastruktury, będą nowe władze i jeśli rozpoczną
proces rozmów, i jeśli zobaczymy, że wszystko idzie w dobrym kierunku, to
możemy dalej rozmawiać. Ustaliliśmy krótki termin, bo jeśli odłożylibyśmy
strajk np. na pół roku, to władza mogłaby się rozleniwić. Z całym szacunkiem
dla nowej ekipy, ale postępujemy zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania w
stosunku do polityków wszystkich opcji. Kredyt zaufania, jaki dawaliśmy, już
wielokrotnie został nadwerężony, stąd dmuchamy na zimne. Dajemy miesiąc i
zobaczymy, co dalej, poczekamy na propozycje. Uczciwe karty na stół i
rozmawiamy, jeśli nie, to działamy dalej. Nasz protest nie ma podtekstu
politycznego, my ratujemy nasze miejsca pracy i to nie tylko na chwilę, ale na
wiele lat. Liczy się to, aby przedsiębiorstwo pracowało i przynosiło zyski.
Wtedy są pewne miejsca pracy. My pracujemy na kolei po 30 i więcej lat, natomiast
politycy przychodzą na rok, dwa, cztery i odchodzą, ale nierozwiązane problemy
zostają, a my razem z nimi. Dlatego walczymy nie o rok czy o dwa, ale o mądrą,
długofalową politykę wobec polskich kolei, która zapewni tej potrzebnej
wszystkim branży funkcjonowanie przez wiele lat.
|