Refleksje kolejowego globtrotera
Szanowna Redakcjo!
Jestem dyżurnym ruchu na niewielkiej stacji węzłowej, takiej jakich wiele w Polsce. Z rozgoryczeniem obserwuję jak klienci PKP uciekają od kolei i szukają innego przewoźnika. Ale sami jesteśmy temu winni. Może nie my, zwykli pracownicy, lecz władze kolejowe, decydenci, którzy kreują wizerunek przewoźnika.
Taki oto jawi się obrazek opisujący naszą szarą rzeczywistość. Setki pasażerów oczekujących na "mojej" stacji na skomunikowania musi marznąć, chować się po okolicznych sklepach i innych miejscach cieplejszych niż temperatura na zewnątrz. Dlaczego? Bo władze kolejowe zadecydowały, że zamkną poczekalnię i ludzi na chama zgromadzą w ciasnym holu kasowym (ok. 40 m2), zimnym, nieogrzewanym, bo wyłączono ogrzewanie ze względów oszczędnościowych. Pytam: za co ci ludzie płacą? W końcu jest to infrastruktura punktowa, miejsce, gdzie pasażer oczekuje na dalszą kontynuację podróży. Hańba!!!
Ale skąd władza może o tym wiedzieć, że marzną ich klienci, skoro nie jeździ pociągami, nie przesiada się na takich "pipiduwach", jak moja i nie sterczy godzinę lub więcej na mrozie. Nasza kochana władza korzysta z pociągów InterCity, rozjeżdża się samochodami służbowymi, a "motłoch"?
No cóż i tak klienci odchodzą od nas i przesiadają do luksusowych pojazdów konkurencji. Jestem pewien, że opisany przypadek mojej stacji nie jest odosobniony i jest to problem na całej sieci.
Droga władzo kolejowa, obudź się, to TY jesteś dla klienta, a nie klient dla ciebie. W końcu komuna w Polsce to już przeszłość. Chyba, że NIE!
Dyżurny ruchu - zawstydzony
|